środa, 24 kwietnia 2013

21 kwietnia - chrzest i pierwsze urodziny

w początkowych założeniach chrzest miał być w Wielkanoc ale jakoś nie wydało :) w sumie to dobrze bo pogoda była kiepska...
więc stwierdziliśmy, że trzeba zbić w kupę dwie okazję i zrobić wszystko jednym bałaganem, początkowo myśleliśmy o lokalu ale po zliczeniu osób i przeliczeniu okazało się, że zbyt drogo by nas to kosztowało ok.3500zł, a że partner mój jest z zawodu kucharzem no to decyzja była szybka...musieliśmy wypożyczyć  tylko porcelanę żeby nie było zbieraniny na stołach no i się zaczęło...
Igor na ile mógł na tyle starał się dzielnie znosić przygotowania co nie było dla niego łatwe dla mnie zresztą też zwłaszcza, że nie mogłam mu przez 3 dni poświęcić tyle uwagi ile potrzebował... ale ostatecznie daliśmy radę myślę, że było fajnie goście byli zadowoleni, najedzeni ;)
dużo by się chciało pisać, ale może zamiast tego zamieszczę teraz taką krótką relację foto



uśmiech małego wariatka ;)

do połowy kazania był grzeczniutki potem już mu się znudziło a gdy nadeszła najważniejsza chwila zaczął płakać wyrywać się z rąk a ja czułam strużkę potu na plecach bo utrzymać wierzgające ponad 11kg na rękach nie jest łatwą sprawą ;)

prawie cała rodzinka




syneczek mamusi



Dila z nami też świętowała

prezenty - to wszystko dla mnie?

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

zamieszanie

przez kilka dni byłam troszkę nie obecna ale to wszystko przez zamieszanie związanie z przygotowaniami do chrzcin i pierwszych urodzin
mam nadzieję, że do jutra zamieszczę tutaj obszerną relację z tego wydarzenia

niedziela, 14 kwietnia 2013

jaka jestem ja - mama

być może będą tacy którzy stwierdzą że jestem złą matką, nieodpowiedzialną itp. itd., ale to nie ważne i tak tylko ja jako mama no i tata ponosimy odpowiedzialność za nasze dziecko...
a więc nie należę do mam które dmuchają i chuchają na swoje dziecko, jeśli się przewróci trudno wstanie i będzie pędziło dalej no chyba, że znajdzie się przy nim mamusia która będzie lamentować, biadolić i 10razy sprawdzać czy dziecku nic się nie stało - ja taka nie jestem, Igor miał już niezliczoną ilość siniaków i guzów i mówiąc kolokwialnie żyje... ach no i była przygoda z kominkiem, bardzo go interesowało co tam za szybką się dzieje, że coś błyska, mruga no i zdarzyło się, że mama nie zdążyła złapać... opuszki palców spotkały się z bardzo gorącą szybą... płacz był okropny i Igora i mój...ale ta lekcja nie poszła w las od teraz Igorek siada dalej od kominka bacznie obserwując co się tam dzieje
nie biegam też od rana z odkurzaczem i mopem, żeby robić porządki bo dziecko raczkuje a dookoła tyle zarazków i bakterii... sprzątam co drugi dzień i jakoś żyjemy i co z tego że czasami ma brudne spodnie na kolanach, "oblepione" sierścią psa ale jaki uśmiech na twarzy.... dodatkowo teraz zdarzyło mu się jeść ziemię z kwiatków które stoją na podłodze, węgielka z drzewa z kominka ale jak śmiesznie wyglądał gdy go na tym nakryłam buzia czarna łapki czarne w sumie to białe były tylko oczy - mój kochany psotnik
od dłuższego czasu nie używam już do prania proszków dla dzieci, ani nie prasuję ubranek (przez pierwsze 3 miesiące byłam maniakiem pracowania ;p)
na diecie po porodzie byłam przez 3 tygodnie a i tak mnie skręcało,a jak poczułam zapach mielonego nie mogłam się oprzeć do tego cola....hmmm jadłam truskawki, cytrusy, ogórki, pomidorki, piłam kawę, moją ulubioną mocną czarną herbatę i małemu nic nie było żadnych kolek czy innych problemów z brzuszkiem, a jak miał troszkę ponad 3miesiące zjadł swoją pierwszą zupkę pomidorową z prawdziwych ekologicznych (bo uprawianych przez prababcię) pomidorów, zupka była dla dorosłych więc i czosnek i sól, pieprz, zioła wcinał aż mu się uszy trzęsły ;) a na wigilii zjadł chyba więcej śledzi niż ja...
może nie jestem idealną mamą jaką kreują gazety, portale... ale staram się zapewnić mojemu dziecku wszystko to aby było szczęśliwe, nie pilnuję go na każdym kroku bo to było by nie możliwe, nie biegam za nim z miseczką jedzenia, bo zje jak będzie głodny, staram się natomiast aby uczył się świata poznawał go wszystkimi zmysłami i widzę, że jest szczęśliwy.... i ja jestem szczęśliwa choć są w mojej rodzinie osoby które na moje "metody wychowawcze" mówią "zimny chów" to ja jakoś się tym nie przejmuje zwłaszcza, że w przeciwieństwie do nich ja zwykle całymi dniami jestem sama z moim urwisem a ich jest trójka - mama, babcia i dziadek...

czwartek, 11 kwietnia 2013

Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty

Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi
Później niż oczekiwałam przyszły te cieplejsze dni 
 Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty!!!

czy u Was też jest tak przyjemnie miło, ciepło i słonecznie?
aż żyć się chce!
Byliśmy z Igorkiem na długim spacerku w poszukiwaniu ubranka na chrzest i jego pierwsze urodzinki i nie jest to łatwą sprawą. Chciałam zakupić jakiś ładny garniturek nie koniecznie jasny (mamy wesela w wakacje i byłby jak znalazł),a już na pewno nie sztruksowy ale okazuje się, że moje wymagania są zbyt wygórowane.
ale co tam mamy jeszcze tyle czasu....10 dni ;)


 
                                                       mamo wyjdźmy poganiać kotka ;)

                                                                  nasza sąsiadka Stefka :)

MY

ach i jeszcze muszę się powycierać o auto a razem ze mną mój pies - Dila

zaczynam po raz kolejny ;)

To kolejne podejście do bloga - nie ma co się oszukiwać - jakoś mi to ciężko idzie... ale nastała wiosna tak wyczekiwana, a w człowieku obudziły się jakieś nowe pokłady energii i teraz MUSI SIĘ UDAĆ!!!

o czym będę pisać? 
o moim kochanym synku Igorku , o tym jak to jest być mamą....
o moim kochanym partnerze Marcinie, o naszym życiu, wcale nie łatwym i nie do końca przyjemnym
Z racji tego, że wcześniej miałam inny blog to zaczerpnę z niego kilka postów...

o czym jeszcze tu poczytacie?
postaram się raz w tygodniu i niech to będzie np. środa zamieszczać posty na temat mojego związku - a jest to dość ciekawa historia ;)

będą też zdjęcia mojego synka - i za co z góry przepraszam - ich jakość nie będzie powalająca ze względu na to, iż obecnie posiadam aparat w telefonie o zabójczej rozdzielczości 1,3 Mpix - był lepszy ale spryt mojego dziecka + (jak podejrzewam) chińska technologia i wykonanie.... i się zepsuło, a naprawa nie jest opłacalna. Aparatu też na chwilę obecną nie posiadam (kiedyś był śliczny, wspaniały, wymarzony ale sytuacja życiowa zmusiła mnie do pozbycia się go...) - mam nadzieję się go szybko dorobić choćby jakiegoś kompaktu bo puki co na poważniejszy sprzęt mnie nie stać - nie będę siebie a przy okazji Was oszukiwać, że jest dobrze, że mi się powodzi, nie! bo tak po prostu nie jest... Może kiedyś znajdzie się ktoś kto odsprzeda mi za symboliczną ;) kwotę jakiś lepsiejszy sprzęt który nie będzie mu już potrzebny....
ach marzenia...jak mówi moja mama "marzenia ściętej głowy" ale w moim życiu wszystko zaczyna się od marzeń - w końcu one nic nie kosztują, a czasami się spełniają